poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Podlewanie, podlewanie, podlewanie... i pikniki




W ostatnim czasie sporo się działo, oprócz pilnowania grządek i zachwycania się, jaki piękny busz, zbierałam też plony i trochę podlewałam. Prawdziwie letnie upały, z temperaturą dochodzącą do 40 stopni wprawdzie nie przeszkadzają mi specjalnie i mogę normalnie funkcjonować, bo lubię kiedy jest gorąco, ale dla roślin nie są to żadne wczasy, więc trzeba było je trochę wspomagać. Na szczęście (teraz to przyznaję…) gliniasta gleba, do której dołożyłam sporo kompostu, dobrze kumuluje wodę i podlanie raz na kilka dni wystarczy, żeby było przez cały czas wilgotno pod wierzchnią, suchą i zaskorupioną warstwą.
Obawiałam się zwłaszcza o pomidory (żeby nie pękały…), dynie (żeby nie opadły zawiązki…) i ogórki (żeby były!). Jakoś to wszystko opanowałam i na razie jest dobrze.



W międzyczasie miały miejsce oczywiście pikniki działkowe, ale nie tylko! Z koleżanką Magdą podjęłyśmy bardzo spontanicznie decyzję o wzięciu udziału w wydarzeniu wrocławskim Wzgórze Liebicha Oddycha. Na Wzgórzu Partyzantów, przy klubie, który tam się znajduje, jest przestrzeń, którą co dwa tygodnie zajmują kucharze – amatorzy i prezentują swoje wyroby. Ponieważ imprezę planowałyśmy już od dwóch tygodni, umówiłyśmy się mniej więcej, co i jak, to nawet przy temperaturze 40°C pozostałyśmy przy swoim i mężnie prezentowałyśmy swoje wypieki. Kto robi wypieki w taki upał! A były to: Magdy Eko-chleby wielo-mączno-ziarniste z pastami smarowidłami; moja tarta z grillowaną cukinią i kwiatami cukinii (z działki) oraz ciastka owsiane w trzech smakach i dżem morelowy. Z powodu gorąca nasze stoisko zaczęło cieszyć się powodzeniem dopiero po około pięciu godzinach stania w upale, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie wyszedł z domu przed dwudziestą trzydzieści. Jak na pierwszy raz występ na publicznym pikniku mogę uznać za udany. Może to powtórzymy na Restaurant Day?


Wracając do spraw działkowych: jest dobrze. Jednoroczne kwitną – kleome wygląda jak egzotyczna piękność, cynie wyglądają... z gąszczu kosmosów, groszków pachnących i czarnuszki, tytoń ozdobny pachnie wieczorami, i zaczyna kwitnąć werbena patagońska z siewu! Może nie powinnam być takim niedowiarkiem. Jeśli chodzi o cynie, które siałam w czerwcu – też nie będę czekać na nie do października – dostały specjalne miejsce na rabatce po zielonym groszku i mają się świetnie. A ślimaki spotykam teraz sporadycznie – nie dziwię się… w tym upale.


Pojawiają się ogórki, chociaż nie bardzo obficie, ale i tak cieszą. Cukinie szaleją z ilością kwiatów męskich, które obcinam systematycznie i smażę w cieście naleśnikowym. Owoców jest znacznie mniej, ale przypuszczam, że to jednak z powodu suszy. Mam dwie piękne zielone dynie, z nasion wyjętych z dyni kupionej w warzywniaku – w typie Muscat de Provence. Na razie wcale tak nie wyglądają – zobaczymy jak będzie później. 


Pomidorki koktajlowe też nie najgorzej – pojawiają się już pierwsze owoce na odmianie Sungold. Rzeczywiście są bardzo smaczne, jak zapewniał producent, i mają pięknie ukształtowane, regularne grona ze złotawymi owocami. Pomiędzy krzewami nadal leżą resztki skrzypu i jak do tej pory krzewy nie chorują. Może to kwestia pogody, a może biologicznej ochrony ściółkowej? 


Tymczasem po nocnym deszczu znowu wyszło słońce, więc szykuje się dalszy intensywny wzrost wszystkiego. A ja – jak nigdy, wstałam rano i upiekłam chleb, który wstawiłam do wyrastania na noc – okazało się, że zakwas był bardzo silny, a foremki małe i niestety część ciasta uciekła z foremek. Straty udało się ograniczyć, a wypiek udał się bardzo dobrze. Przepis mam z blogu mojetworyprzetwory.blogspot.com, ale nie dodałam drożdży i użyłam miodu lipowego. Zmodyfikowany przepis poniżej. Polecam, bo jest pyszny!


CHLEB Z MĄKI MIESZANEJ

600 g zakwasu (płynnego)
300 ml wody
200 g mąki żytniej 720
400 g mąki pszennej 650
50 g mąki razowej żytniej 2000
2 łyżki soli
2 łyżki miodu
olej do smarowania formy
 
Wymieszać składniki, odstawić na 30 minut, żeby odpoczęło. Wysmarować foremki olejem roślinnym. Włożyć ciasto, wygładzić powierzchnię mokrą ręką. Można posypać ziarenkami (słonecznikiem, dynią, czarnuszką itp.). Odstawić na kilka godzin do wyrośnięcia (na ile – zależy od siły zakwasu). Pieczenie: maksymalna temperatura piekarnika 10 minut, następnie 50 minut w 200 °C.
Na dno piekarnika włożyć na pierwsze 10 minut foremkę z wrzątkiem.


 

wtorek, 16 lipca 2013

Lato w pełnej krasie



Wystarczyło poczekać kilka tygodni i niektóre sprawy się wyjaśniły. Co nieco zakwitło, a wiele roślin urosło gwałtownie. Dynie i cukinie mają wielkie liście i pierwsze zawiązki owoców. Niektóre kwiaty są kwiatami męskimi – nie będzie z nich cukinii, ale zrywam kwiaty, wyrzucam z ich wnętrza mieszkańców – najczęściej chrząszcze słodyszka rzepakowego, nadziewam, obtaczam w cieście i smażę. Na dynie i cukinie jeszcze poczekam, ale się doczekam :-)



 



Lada moment za to spodziewam się zbioru ogórków. Zrobiłam coś w rodzaju rusztowania, z tyczek bambusowych i sznurka – nic skomplikowanego. Pędy ogórków  nie leżą na ziemi, tylko wspinają się po sznurku i tyczkach. Owoce będą czyste, nawet po deszczu. 
 


Wszystkie dyniowate są bardzo żarłoczne, więc (jeśli akurat nie padało…), podlewałam je gnojówką z pokrzyw, żeby ładnie rosły i były silne. Teraz muszę zmienić rodzaj gnojówki i przerzucę się na żywokost. Pokrzywy zawierają więcej azotu, który wzmacnia rośliny i przyspiesza wzrost, a żywokost – potasu, który wpływa na owocowanie. W przypadku dyniowatych chodzi wyłącznie o owoce, a nie o masę liści, chociaż tej i tak nie brakuje. Zauważyłam, że kilka dni po takim podlewaniu wzrost jest spektakularny, co oczywiście cieszy ogrodnika i wynagradza wąchanie smrodów rozsiewanych przez gnojówki. Smród gnojówki też jest spektakularny…



Ostatnio strasznie narzekałam, że nie będzie kwiatów jednorocznych, na które tak czekałam zimą i wiosną. I przez pół lata. Na szczęście są. Groszki, ostróżki, nagietki już od dłuższego czasu, ale widzę, że udały się też czarnuszki, smagliczka, szarłat zwisły i werbena patagońska. Czekam dalej, bo następnych kilka okazów ma rozkwitnąć, ale to jeszcze kilka tygodni. Ozdobne też podlewam gnojówką z pokrzywy, o czym poprzednio wspominałam, a nie wiedziałam jaki będzie efekt tych zabiegów. Otóż efekt jest bardzo dobry – zazieleniło się, rośnie, wypuszcza pączki. Wszystko jak należy.

 
Mam teraz problem z mszycami na fasolce szparagowej – tycznej. Planuję opryskać kolonie mszyc wywarem z czosnku. Można gnojówką z pokrzywy, ale mimo wszystko czosnek będzie miał lepszy zapach. Jeśli się nie uda, to będę musiała użyć silniejszych środków – od pokrzywy mszyce pewnie zdechną, ale co wtedy ze mną – nie wiadomo :-)


 
Tak czy inaczej – lato trwa, na trawie odbywają się pikniki śniadaniowe, a przy grillu – obiady i kolacje. Siedzimy sobie w niedzielne przedpołudnie, a zapylacze niestrudzenie pracują – kwiaty przyciągają pszczoły, pszczolinki i trzmiele. Cieszę się, że posiałam specjalnie dla nich facelię, którą uwielbiają, a przy okazji zatrzymają się na kwiatach ogórków, pomidorów i jeżyn. Teraz zapylacze mają swoje śniadanko – a my swoje.


 

wtorek, 25 czerwca 2013

Ozdobne porażki, czyli czy długo będę czekać na kwiaty?




Znowu pada. Ciekawe, czy tylko podleje przez dwa dni, czy będzie lało przez tydzień, aż zrobią się kałuże na polach. Lub jeziora… Temperatura ma spaść poniżej 15 stopni, a to oznacza, że moje pomidory mogą się spotkać z zarazą ziemniaka. Jednak nie o warzywach chciałam dzisiaj, a o kwiatach.



Wiosną (kiedy śnieg jeszcze zalegał i mróz trzymał) wymyśliłam sobie rabaty z roślin jednorocznych. Sądziłam, że po prostu posieję, przepikuję, posadzę, poczekam i będzie kwitło. Acha, akurat. Nie wzięłam pod uwagę, że działka, którą wypożyczam, może czasem mieć ziemię, której nie nawożono przez ostatnich… kilka lat? Zapewne. No i posiałam. Przepikowałam. Posadziłam. Czekam. Jest bardziej mokro, niż sucho, częściej zimno, niż ciepło. Gleba jest bardzo uboga w składniki, a to, co posadzę, żrą ślimaki! Strasznie mnie to denerwuje. Zaniosłam na działkę piękne roślinki, zahartowane, ciemnozielone, grube liście. Posypałam glebę mączką kostną. Do sadzenia dałam garść obornika granulowanego. Wzrost powolny, a liście jakby wyblakły. Żadnej żółtaczki tam nie widzę, niedoboru azotu raczej też nie. Może magnezu. Trudno – podlewam gnojówką z pokrzywy, może komuś uda się zakwitnąć. Klarkie mają problem z jakąś zgorzelą pędów – zasychają jedna po drugiej, to jest akurat bardzo dziwne. Szałwia – przetrwały dwie – nawet kwitną, niezbyt obficie, o kwiatach ciętych nie ma co marzyć.



Cynie zżarły ślimaki, przynajmniej większość, a było chyba z sześćdziesiąt (cynii, nie ślimaków - tych zapewne było tysiąc)! Zostało może z 10. Wysiałam na próbę dwa tygodnie temu kolejną partię – myślę sobie – skoro rozsada została zjedzona, to chociaż zrobię sobie nową na miejscu. Podejrzałam u sąsiadów całe poletka – rozsadniki cynii i postanowiłam mieć swoje mikropoletko. Owszem, nasiona wzeszły, były trzy piękne rządki: cynie białe, różowe i bordowe. Co przyszłam na działkę, to wydawało mi się, że jest ich mniej, ale myślę sobie: może wzeszły nieregularnie. Niestety – przyjrzałam się ostatnio dokładniej, bo pomyślałam, że chyba jednak wzeszło więcej, niż mam teraz. No cóż. Z ziemi wystaje kilka sztuk z liścieniami i parą liści, a reszta to kikuty łodyżek. Ślimaki biorą odwet za nagietkowy busz w grządkach warzywnych, ot co. Zrobię jeszcze jedną próbę – posieję cynie w domu, na parapecie – wprawdzie jest już bardzo późno i nie wiem, co sobie wyobrażam, że będę mieć cynie w październiku? Chyba tak… 
  


Dosyć o cyniach, oto opis kolejnych przypadków:


 

Kleome – zrobiły się jasnozielone, chociaż wysadzałam rozsadę ciemną. Podejrzewam brak składników lub złą dostępność. Rośnie bardzo wolno.



Tytoń ozdobny – też rośnie wolno, chociaż ostatnio jakby odżył. Zaraz po wysadzeniu rozsady został objedzony przez ślimaki i właściwie spisałam go na straty, ale widzę, że te egzemplarze, które przeżyły, może do jesieni zdążą zakwitnąć.


Wyżlin – rośnie bardzo powoli, ale rośnie i wygląda na to, że ma się dobrze. Zobaczymy. Nie liczę na to, że osiągnie obiecaną wysokość 60 cm, ale gdyby tak urósł do 30 – 40 cm…

Werbena patagońska – z nasion raczej nie zakwitnie w tym roku, albo ja mam za mało cierpliwości. Patrzę na nią, patrzę… niby rośnie, ale nie widzę, żeby specjalnie jej się spieszyło. Zabezpieczę ją dobrze na zimę, może uda jej się przetrwać i zakwitnie w przyszłym roku.
 
Na pocieszenie:


 
Groszek pachnący – baaaardzo długo „startował”. Rozsada posadzona w połowie kwietnia w zasadzie nie zmieniała się do połowy maja, aż w końcu zaczęła rosnąć. Muszę zrobić dodatkowe (wyższe) podpórki z gałązek, żeby pędy miały po czym się wspinać i za tydzień będę mieć pierwsze kwiaty groszku – to super, bo już nie mogę się doczekać.

Byliny – kupne: dzielżan, werbena patagońska, lawenda, szałwia – nie obserwuję specjalnych skoków we wzroście, ale wygląda na to, że wszystko idzie swoim (powolnym) rytmem. Lawenda i werbena zakwitną za chwilę, mam nadzieję, że reszta towarzystwa dołączy po jakimś czasie. 



Bardzo ładnie kwitną róże i zwykłe jednoroczne ostróżki ogrodowe. Nasturcje, wprawdzie wątłe, ale też jakieś kwiatki mają. Zobaczymy. Może jednak za wcześnie na lato w tym roku :-)

Miało nie być o warzywach… ale nie mogę się powstrzymać, żeby przejść bez zachwytów nad tą sałatą…