środa, 10 czerwca 2015

Pierwszy groszek w sezonie

Zjadłam dzisiaj pierwszy strączek groszku - w ogóle nie wierzyłam, że w tym roku to będzie możliwe, ale może po kolei...

Otóż nastąpiła przeprowadzka! Groszek wcześniej udawał się znakomicie, wprawdzie jego sąsiedzi byli narażeni na ataki ślimaków i innych bestii, ale było dobrze. Przeprowadzka była nieunikniona, więc odbyła się - i to już jesienią ubiegłego roku. W wielkim pośpiechu, z pomocą siostry, przeniosłam swoje rośliny wieloletnie, które pieczołowicie sadziłam dwa lata temu. Jesienny chaos spowodował, że wszystko zostało posadzone "na kupie" i wiosną tylko sprawdzałam - co przezimowało, a co nie. O dziwo przezimowała większość bylin, co mnie naprawdę cieszy - nawet nie pofatygowałam się, żeby je specjalnie okryć na zimę - właściwie nie miałam też czym. Zostały wsadzone i zdane na łaskę pogody, której - jak się wiosną okazało - wcale nie brakowało, więc problem zimowania został psim swędem załatwiony naturalnie.

10.05.2015

10.06.2015

A potem, to już się zaczęły zwykłe perypetie - działka była w 1/3 zarośnięta malinami... Lubię maliny, naprawdę - bardzo! Ale taka powierzchnia? Nawet dla mnie to trochę za dużo. Pan, który był użytkownikiem przede mną, uprawiał wyłącznie warzywa i owoce (kilkudziesięcioletnie drzewa, winorośl, którą posadził jego teść, czyli obecnie ten krzew ma około 60 lat, no i te maliny - hurtowo). Potem się okazało, że miał też piwonie i konwalie, ale chyba na każdej starej działce są piwonie i konwalie - i to uważam akurat za bardzo miłe. Wracając do malin - jesienią udało mi się usunąć połowę krzewów. Część przesadziłam w inne miejsce - wydawało mi się, że docelowe - w tym roku zmieniłam zdanie, ale krzewy mam. Drugą połowę zostawiłam - zbiorę owoce, a potem przesadzę krzewy - tym razem będę już przekonana, że na stałe. Nie mam pojęcia, co to za odmiana, ale owoce są smaczne, średniej wielkości i pojawiają się na krzakach do mrozów. Na moje potrzeby to wystarczy.

Wiosną wyszły na jaw kolejne niespodzianki - również te mniej przyjemne: pompa nie działa. Nie przejmowałabym się tym specjalnie, gdyby nie to, że od marca deszcz spadł może cztery razy? W zimie nie było śniegu, zresztą deszczu też niewiele. Normalnie od czasu do czasu pada, zwłaszcza wiosną, a w tym roku, jak na złość - susza. Pompę trzeba pogłębić, wymienić filtr lub wykopać nową, ale to jest plan na przyszły rok - w tym roku radzimy sobie trochę z wodą z domu, trochę pomagają sąsiedzi, a od święta - pogoda. Mogłabym zbierać deszczówkę, mam oczywiście taki zamiar, ale na razie się nie zaangażowałam - nie ma co zbierać :-)

Działka, którą objęłam, była zadbana - na szczęście. Gleba w dobrej kulturze (dużo materii organicznej - chyba dzięki temu jeszcze nie jest to pustynia), altana w środku sucha - mogę trzymać tam nasiona, zamiast ciągle przynosić je z domu. Najbardziej daje się we znaki brak wody i brak ogrodzenia, co wydaje się absurdem, ale niestety to zachęca do kradzieży (nie wiem jak to w ogóle możliwe - że brak ogrodzenia ludzie poczytują jako uprawnienie do podkradania cudzych plonów!) - tak, czy inaczej - jesteśmy w trakcie zakładania płotu, a jesienią pojawi się żywopłot. Przychodzenie i oglądanie obciętych korzeni i resztek liści po ukradzionych sałatach, nie nastraja mnie do dalszej pracy (ciężkiej, bądź co bądź).

A tymczasem - chodzę, trochę pracuję - ale najważniejsze, że się gapię jak mi rośnie. A że rośnie powoli - muszę mieć dużo cierpliwości. W odstępie miesiąca można coś wypatrzyć - a to bób urósł, a to sałata. Powoli się przyzwyczajam i planuję dalej - wstępny projekt trochę się zmienił od początku roku. 

Bób 10.05.2015
Bób w towarzystwie Lordów (ziemniaków) 10.06.2015

Z powodu braku wody, ale i wielkich chęci zbierania własnych pomidorów, poszukiwałam sposobów na bardzo oszczędne podlewanie. Znalazłam starodawny system olla - polegający na umieszczaniu w ziemi specjalnych pojemników z terakoty i napełniania ich wodą. Spodobał mi się ten sposób, bo oszczędza się wodę, która nie paruje do atmosfery, ale trafia od razu w odpowiednie miejsce, czyli do strefy korzeni, gdzie jest pobierana przez rośliny. Terakota jest porowata, więc woda wydostaje się z naczyń powoli, nie gwałtownie, umożliwiając włośnikom korzeniowym pobieranie potrzebnej ilości. Pojemniki z terakoty można kupić na Amazonie (39 dolarów za sztukę) lub wykonać samodzielnie coś podobnego - sklejając dwie terakotowe doniczki i zaklejając jeden z otworów. Ja poszłam krok dalej i ollas były dla mnie tylko inspiracją. Wkopałam pięciolitrowe butelki po wodzie mineralnej, uprzednio podziurkowane i wlewam do nich wodę. Pomidory jak na razie mają się dobrze - zaczęły wreszcie rosnąć i trochę się wzmocniły, biedaczyska. Zobaczymy jak taki system zda egzamin w ciągu całego sezonu.

Pomidory

Obawiałam się, że z braku wody nie będę miała co jeść z działki, a przecież to jest Bardzo Ważna Sprawa. Obawy były uzasadnione tylko po części - po kilku miesiącach mam piękną sałatę, szpinak i nawet buraczki liściowe - no, może trochę przetrzebione przez turkucie. Za to ślimaki występują tylko w kompoście i niech tam lepiej siedzą (dla swojego dobra - na pustyni można się przecież odwodnić...). 



Na koniec - zapowiedź wycinki drzewa - grusza, bardzo stara, jak większość grusz w ogrodach działkowych - jest zaatakowana przez rdzę - już widać objawy - charakterystyczne pomarańczowe plamki na liściach. Zobaczę, czy będzie miała dobre owoce (i czy w ogóle), ale przypuszczam, że i to nie uratuje jej życia - najwyżej odwlecze wyrok :-( Szkoda, ale rdza na działkach jest nie do zwalczenia.



 

piątek, 27 czerwca 2014

Sałatowym skrytożercom mówimy stanowcze NIE!

Nie mam już siły... co się pojawi, to zjedzą. Posadziłam cukinię - dobrze, że była duża i zdążyła się przyjąć w gruncie zanim zaczęło padać i wyszły bestie - pożeracze w większej ilości. Ale i ta mniejsza ilość obgryzła co trzeba.


Widzicie? Na prawo od dolnego liścia, małe szarobeżowe - tylko się czai na moją cukinię!

Poszłam na działkę wieczorem, bo miałam ochotę  posiedzieć sobie w zieleni i powdychać zapach po deszczu - całą środę padało. Ostatnio wolę pójść wieczorem, niż w dzień, bo mam maciejkę, która pachnie po prostu odurzająco i nie mogę się nacieszyć tym zapachem. Pachniało tak zawsze w czasie wakacji u Babci, która była pierwszą guerilla-gardener w Polsce i obsadzała otoczenie wokół bloku rabatami w stylu angielskim. W tamtych czasach nikomu to nie przeszkadzało, że ktoś sobie posadził kwiatki (oraz agrest :-)) na wspólnej, bądź co bądź, powierzchni (nie wiem ile tego było... na oko - dużo) oraz traktowano cudzą pracę z szacunkiem - nie pamiętam, żeby kiedykolwiek Babcine rabaty zostały zdewastowane, podeptane, czy nawet żeby ktoś zerwał sobie jakieś kwiatki. Teraz bywa, że swoje kwiatki z ogrodzonego wysokim płotem i zamykanego na noc ogrodu działkowego można kupić na pobliskim targu. O tempora, o mores!


Ale do rzeczy - poskarżyłam się trochę na czasy, a teraz poskarżę się na co innego. Poszłam zatem wieczorem, chodzę, zaglądam, patrzę jak mi rośnie... aż tu nagle... na sałacie widzę dwa wielkie ślimaki. Przyjrzałam się bliżej  i załamałam się jeszcze bardziej. Jakie one mają wielkie paszczęki! Nie dosyć, że mają liczebną przewagę, więcej czasu i lepsze pory do przebywania na działce, to jeszcze jaka siła rażenia! Ręce opadają, zobaczcie sami.




Nie wiem już co zrobić, nie chcę kupować granulek, bo na działce są jeże i ptaki i nie chcę, żeby się otruły jedząc otrute ślimaki. Zamierzam posadzić ogórki i obsypać je dookoła popiołem - ciekawa jestem, czy to na coś pomoże, bo fusy z kawy i skorupki z jajek nie działają. Można kupić Nemaslug - środek biologiczny zawierający larwy nicieni pasożytujących ślimaki, ale z drugiej strony - nie mam takiej dużej uprawy, żeby mi się to jakoś opłacało. Jestem bliska wypróbowania obrzydliwego preparatu - podobno działa bardzo dobrze: ślimaki należy wrzucić do wody, żeby się utopiły. Poczekać dwa tygodnie, aż się rozłożą i taką wodą pryskać ogród. No nie wiem... brzmi to strasznie. O ile gnojówki roślinne nie są dla mnie przeszkodą, to ta ślimacza mikstura... na samą myśl robi mi się niedobrze. Ale jeśli moje cukinie i ogórki zostaną znowu pożarte, to kto wie? Pozdrawiam wszystkich walczących ze ślimakami.