No cóż, w
porównaniu z kwietniem – dzieje się dużo. Od początku miesiąca jest dość ciepło
z okresami kilkudniowych opadów (dosłownie:
padało przez pół „długiego weekendu”).
To dobrze – można popracować na działce, a potem to, co posieję lub
posadzę, podlewa za mnie deszcz :-)
Teraz czekam
na pierwsze plony z posadzonej sałaty i kalarepy, no i na rzodkiewkę, którą
wysiewam co 2 tygodnie, żeby sobie zapewnić świeże rzodkiewki przez dłuższy czas. Producent odmian ‘Silesia’ oraz ‘National 2’ obiecuje, że nie wybijają w
pędy nasienne, więc można je siać na bieżąco aż do sierpnia. Tak samo sałaty
liściowe: ‘Salad Bowl’ i ‘Red Bowl’. Małe roślinki są bardzo ładne – mają
karbowane liście – odpowiednio jasnozielone i brązowoczerwone. Można je zjadać
jako baby leaf salad, ale ja chcę sobie rozsadzić małe sałaty i poczekać, aż
osiągną właściwe rozmiary i będę mogła odcinać do sałatek boczne liście.
Nie mam
specjalnie dobrej ziemi na działce – poprzedni właściciele część pozostawili
jako miejsce dla roślin ozdobnych, które powoli zarastało chwastami, a w części
założyli trawnik. Przekopałam wszystkie dostępne kawałki. Dodałam trochę
kompostu, który zastałam w kompostowniku, ale jego ilość nie była
wystarczająca. Przy wysadzaniu rozsad używam obornika granulowanego, żeby dodać
trochę składników mineralnych i poprawić właściwości gleby. Garść obornika nie
wystarczy, żeby radykalnie zwiększyć ilość materii organicznej w glebie,
poprawić retencję wodną i właściwości fizyczne, ale na razie mogę zrobić tylko
tyle – przejmując działkę wiosną, nie chciałam czekać do następnej jesieni ,
żeby dopiero wtedy zacząć wzbogacać glebę wkopując obornik i kompost i
pozostawiając ziemię przez zimę. Dlatego teraz muszę zwrócić na to szczególną
uwagę. Nie chcę stosować nawozów mineralnych – wtedy warzywa mogłabym równie
dobrze kupić w sklepie. Mam inne sposoby:
-
ściółkowanie gleby wokół roślin ściółkami z pokrzywy, żywokostu, liści mniszka
lekarskiego, przeschniętej ściętej trawy z trawnika
- produkcja
gnojówki z pokrzywy i podlewanie warzyw
- wkopywanie
dużych ilości kompostu (nie do końca rozłożonego) w miejsca, gdzie posadzę
fasolę i rośliny dyniowate (materia organiczna zatrzymuje więcej wody, niż sama
ziemia)
- uprawa
dyni na pryzmie kompostowej – dynia będzie rosła jak na drożdżach (jak na
kompoście!) i przykryje kompostownik (wygląd kompostownika nie jest odpychający
– drewniana skrzynka z resztkami roślin; chodzi o wielkie liście dyni, które
dadzą cień i ograniczą parowanie wody z pryzmy – kompost powinien być
wilgotny).
Kalarepa wyściółkowana pokrzywą nie wygląda specjalnie ładnie, ale za to ściółka ogranicza parowanie wody z gleby i trochę hamuje wzrost chwastów.
Zobaczymy,
czy te metody się sprawdzą – na razie rozsady pomidorów, fasoli, bazylii i
roślin ozdobnych czekają na balkonie i hartują się. Zimna Zośka już za nami –
nie była taka groźna. Może w sobotę będzie można posadzić wszystko na
grządkach?